Atak drapieżnej ryby podczas zawodów wioślarskich. "Nie można było całkowicie usunąć szpica"

O dużym szczęściu może mówić załoga startującej w transatlantyckim wyścigu wioślarskim osady "Latitude 35". Ich łódka po ataku drapieżnej ryby była uszkodzona, ale nie zatonęła.
Regaty Atlantic Challenge to prestiżowy wyścig wioślarski, którego trasa ciągnie się z Wysp Kanaryjskich do Indii Zachodnich. Jego długość to około 2550 mil morskich, a więc prawie 4800 kilometrów.
Od 1997 roku odbywa się mniej więcej co dwa lata i jest uznawany za najtrudniejszy na świecie.
Może ważyć ponad 800 kilogramów
Teraz jedną z załóg w nim uczestniczących jest "Latitude 35". To czteroosobowa drużyna brytyjsko-amerykańska. W ostatnich godzinach zawodnicy przeżyli bardzo niebezpieczną przygodę.
Ich łódź została zaatakowana przez makairę błękitną. To jedna z większych ryb świata, która występuje też pod nazwą marlin niebieski.
Jej masa to około 100 kilogramów, ale największe osobniki mają nawet 5,5 metra długości i ważą ponad 800 kilogramów. Ich cechą charakterystyczną są dwie płetwy grzbietowe i dwie płetwy odbytowe oraz silnie wydłużona górna szczęka przekształcona w długi szpic.
To właśnie tym szpicem ryba zaatakowała łódkę wioślarzy. Stało się to 26. dnia wyprawy. O mały włos, a ranny zostałby Jimmy Carroll, jeden z członków załogi.
Wioślarz zrobił sobie przerwę w kabinie. Ze snu obudził go odgłos pękającego karbonowego kadłuba łodzi. Między jego nogami pojawił się przedmiot o ostrych krawędziach. Woda zaczęła wlewać się do kabiny, materac i zapasy żywności zaczęły przesiąkać wodą.
Nos został w kadłubie
Szybko stało się jasne, że przedmiot przypominający miecz to szpic drapieżnej ryby. Szczęśliwie dla uczestników wyścigu nos zwierzęcia w czasie ataku został oderwany i został w kadłubie. Dzięki temu mógł zadziałać jako korek. Inaczej łódź natychmiast by zatonęła.
Sam Carroll natychmiast wykonał naprawę, uszczelniając uszkodzenia wewnątrz i na zewnątrz żywicą epoksydową, która była na pokładzie wraz z innym materiałami naprawczymi. Szpic został w dziurze. Odpiłowano tylko część, która była pod wodą.
"Nie można było całkowicie usunąć szpica, ponieważ pełnił on funkcję korka. Musieliśmy go wbić młotkiem, aby był równo z kadłubem. Wtedy można było dokonać naprawy" - napisano na Instagramie zespołu.
Kierownictwo wyścigu, które akurat znajdowało się w pobliżu podczas ataku, zostało zaalarmowane, ale nie musiało interweniować.
Po prawie sześciogodzinnej przerwie kwartet wioślarzy mógł wznowić transatlantyckie regaty. Ekipa planuje dotrzeć na metę 20 stycznia. Prawdopodobnie tego dnia w ich łódce nadal będzie fragment ryby, która prawdopodobnie nie przeżyła ataku.